niedziela, 3 sierpnia 2014

Droga na Rysy

To było moje świętowanie 10-tej rocznicy od operacji. Dziękuję Bogu, losowi, i czepkowi (w którym się chyba urodziłam), że żyję. I to bardzo! Rak został gdzieś z tyłu. Niech już nigdy nie wraca! Teraz jest czas życia. Dobry czas! Na czerwony szlak wiodący na szczyt, ruszyłam z moim 16-letnim synem Jankiem (zwanym dalej paparazzim ;)).



O świcie ruszyliśmy z Morskiego Oka. Wszędzie, pusto, cicho... a w krzakach paparazzi ;)
Mnich spoglądał jakby z niedowierzaniem, że tam idziemy...
Kocioł Czarnego Stawu oświetlony porannymi promieniami zachwycał, ale małe chmurki nad szczytami niepokoiły...
Od widoków we łbie się mogło zakręcić...! I zakręciło! Rąbnęłam jak długa rozcinając kolano już na starcie... Ale to na szczęście chyba!? :)
Obrendowani, przygotowani... zdobywamy! :)
...tylko pogoda coś się zaczęła psuć... Małe chmurki jakby urosły?
No i lunęło... zdjęcie zrobione spod kamieni, które nam dały schronienie. Pogaduchy z paparazzim, ciasteczko, czekoladka... Nie powiem, miło było... pół godzinki minęło nim deszcz odpuścił.
Po deszczu napotkane po drodze ekipy i pojedynczy turyści zaczęli się wycofywać. Kamienie zrobiły się śliskie, a miejscami po łańcuchach lała się woda.
Ale my dzielnie (tzn ja i mój paparazzi) parliśmy w górę!
Atak szczytowy trwał! :)
Miejscami było bardziej spektakularnie...
Po dojściu na grań, można było zobaczyć jak wyglądają Rysy z drugiej strony :)
Pogoda zaczęła się wyraźnie poprawiać, a to dodawało wigoru!
Udało się! Atak szczytowy został zakończony spektakularnym sukcesem! ;)
Wiatr rozwiewał chmury i łopotał flagą RnR!
Ja i mój osobisty paparazzi:)
Widoki ze szczytu.
Zejście było już tylko czystą radością bycia tam! Czucia zapachu skał, chłodu śniegu...
...patrzenia i dumania...
...bo było na co...Przemieszczające się chmury rozgrywały pomiędzy skałami ciekawe spektakle.
oszałamiające widoki sprawiały że nawet mrugać było szkoda...
Piękny masyw Rysów w świetle zachodzącego słońca. W górach jak się tak nałażę, napatrzę, zmarznę, zmoknę, nawącham, zgłodnieję... To czuję że żyję :) Wrócę tam, jak tylko dobry los pozwoli... Monika Dąbrowska